Mamą jestem od ponad pięciu lat. Mamą razy dwa od nie całych pięciu miesięcy. Ktoś powie: nic nowego, że nic już cię nie zaskoczy. O nie, nie moi drodzy.
Być mamą to wieczne zaskoczenie, niedowierzanie… i ciągła jazda bez trzymanki.
Ktoś inny powie: miałaś czas się przyzwyczaić. Zorganizować sobie życie, rodzinę wszystko. O nie, nie moi drodzy.
O nie, nie…
Na zewnątrz minus siedem, ja po całym dniu bez ładu i składu odpalam laptop z myślą że wiem, co się stanie gdy napiszę pierwsze zdania tego tekstu. Młodziak przypomni sobie, że zasnął w trakcie kolacji. A spanie w trakcie kolacji czym się kończy? Oczywiście: głodem, płaczem i podporządkowaniem mojego zaplanowanego wieczoru w jego zaplanowany wieczór.
Nie pomyliłam się.
To właśnie jest pierwsza, główna zasada macierzyństwa. Bardzo istotna, gdy w domu jest Gnom który nie skończył jeszcze roku. Matulku, liczysz na wolny wieczór (w sensie od dzieci) i zaplanujesz go? Możesz być pewna że nie zrobisz nic(!) z tego co zaplanowałaś. Natomiast jeśli nie zaplanujesz – bo przecież ostatnio zaplanowałaś i się zesrało… bądź pewna że się nie zesra. Dzieci pójdą spać jak małe aniołeczki a ty… no cóż zmarnujesz wieczór i z wyrzutami pójdziesz spać wcześniej… Bo przecież nic nie zaplanowałaś.
Karmienie piersią to też fenomen. Przynajmniej dla mnie, bo dla Osiego to – powiedzmy – norma. A ja? Ja tak cholernie tęsknię do butelki. A nawet dwóch! Jedną przeznaczam na najbardziej sztuczne na świecie mleko modyfikowane dla Oskara. To, za które w sieci matki polki (świętsze od najświętszej świętości) urywają głowy. Drugą wypełniałby po brzegi niezdrowy, wysokoprocentowy napój dla dorosłych. Czerwony jak ja, gdy po raz setny staram się ogarnąć bunt pięciolatka. Zdecydowanie bardziej wytrawny niż ja w kryzysowej chwili. Cierpki jak moje myśli, gdy niemowlak po raz kolejny zaplanowany wieczór podporządkowuje swoim potrzebom.
Macierzyństwo nie tylko wyzwala w kobiecie poziom master nie-planowania i instynkt alkoholika. Macierzyństwo sprawia, że nawet zmywanie naczyń nabiera nowego wymiaru. Czasem tylko żal, że te parę lat temu kupiłaś zmywarkę, prawda? Na szczęście każda szanująca się gospodyni domowa ma duży gar który do zmywarki nie wejdzie. I na pewno z myślą o takich właśnie matkach do tej pory niektóre akcesoria kuchenne są drewniane.
Jest tylko jedna rzecz, która do tej pory mnie nie zaskoczyła.
Od prawie sześciu lat, niemal co dzień daję się ponieść fali paradoksów i improwizacji macierzyństwa ale ani razu nie pogrążył mnie mój instynkt.
Prymitywny.
Znany wszystkim od początku istnienia świata: instynkt przetrwania. To dzięki niemu co wieczór mogę odetchnąć z myślą że dziś już minęło… a jutro nic już mnie nie zaskoczy (o słodka naiwności!). Bo przecież gładko wszystko przyjmuję na mleczną klatę.
No, a każde jutro przybliża mnie do mojej butelki…
źródło: pixabay.com |
To jutro w koncu nadejdzie Trzymam kciuki 🙂