Biegam bo zwariuję

No dobra. Biegałam w zeszłym roku żeby nie zwariować. W tym roku dopiero ruszyłam tyłek. Prawda jest taka, że musze dotknąć dołka psychicznego, żeby z niego wybiec. Bo życie słomianej wdowy to emocjonalna sinusoida. Choć wszyscy myślą że to takie proste.

Dla obserwatora z zewnątrz wszystko wygląda normalnie. Wstaję rano, wypełniam obowiązki domowe, wychodzę na spacer czy zakupy, uśmiecham się, rozmawiam o zupełnie normalnych sprawach. Nic nadzwyczajnego, jak setki tysięcy matek w Polsce. W zasadzie czasem myślę, że powinnam dostać Oskara za rolę drugoplanową.
Ba! Z trzy Oskary.
Za rolę w filmach: “Żyję tak, jak chcą mnie widzieć inni”, “Uśmiecham się, bo tego chcą inni”, “Nie narzekam, bo nie chcę zanudzać”.
W oczach społeczeństwa rodziny skażone emigracją mają fajnie. Bo za granicą więcej pieniędzy, lepiej mogą żyć, i na wakacje pojadą. Nikt nie myśli o skrzywieniach emocjonalnych.  Mało kogo obchodzi, co dzieje się w czterech ścianach takiego domu, co dzieje się w środku takiej rodziny.
Nikt nie pyta, jak sobie radzisz, bo w końcu radzisz już sobie rok. Za to wszyscy pytają – nawet po roku – czy syn Cię poznał, jak przyjechałeś. Niby błahe pytanie, a w uszach rodzica emigranta zakrawa na bezczelność i doprowadza do szału. Szarpie umęczoną tęsknotą duszę rodzica. Tylko kogo to obchodzi?
A te samotne wieczory, kiedy włącza się telewizor by stworzyć namiastkę wrażenia, że jest do kogo ust otworzyć? A te wszystkie szeroko zakrojone akcje, by wyjść na dziesięć minut do sklepu? A te puste łóżko i wieczorem i rano? A te powtarzane jak mantra: “tata pojechał do pracy, ale nie długo przyjedzie”, gdy po raz dziesiąty słyszysz “ba tata” z ust dziecka? A to nagłe milczenie, jakie ogarnia rodzica, gdy przebywa wśród kompletnych rodzin?
Czasem myślę, że dźwigam dwa smutki. Za siebie, i za dziecko. Zbyt małe, by było świadome co traci wraz z nieobecnością ojca. Ciążą mi one szczególnie po wyjeździe Arka. Ciężko wtedy normalnie funkcjonować, a nawet do zwykłej codziennej czynności trzeba się zmuszać.
Są to jedyne dni, kiedy nie żałuję że nie ma nikogo w pobliżu do rozmowy.
Paradoksalnie nie chce mi się o tym gadać.
Więc biegam. Od dziś. Bo inaczej zwariuję…

20150325_073908

Ten post ma 11 komentarzy

  1. PatchTworki

    Narzekaj dziewczyno ile wlezie. Ważne żeby Tobie ulżyło. Wiem jak potrafi być ciężko (mimo że mam nieco inną sytuację życiową). A po każdej burzy ZAWSZE wychodzi słońce.
    Ps. Ładny kocyk, więcej zdjęć poproszę. No i znalazłaś wentyl bezpieczeństwa. To jednocześnie resetuje i uskrzydla. Poczekaj jak zaczniesz szyć dla swojego malca. Pozdrawiam serdecznie, przesyłam pozytywnie fluidy i trzymam kciuki. Będzie dobrze 🙂

  2. Paula

    Uwielbiam tą zależność. Wiem, że muszę wracać gdy zgubię drugą nerkę 😉

  3. Margot

    Szybko dojdziesz do formy. Nieźle się umysł oczyszcza, jak człowiek sobie flaki wypruje

  4. Paula

    Bede Cie miesiac doganiac… tak mi kobdycja przez zime padla 🙁

  5. Margot

    Dzisiaj Ty gon mnie, bo ja już biegalam;)

  6. Paula

    Oj fakt. Się docenia.
    To co, ja gonię Ciebie – Ty gonisz mnie ? 😉

  7. Paula

    Jola, ja wiem że Wy wiecie. Najbliżsi zawsze wiedzą i nawet nie chodzi o to żeby pytać, bo co można powiedzieć gdy temat wyczerpany?
    Tylko właśnie czasem, gdy przepalą mi się emocjonalne styki muszę sobie rzygnąć, co by internety wiedziały że nie tylko ludzie w Afryce mają ciężko 😉

  8. JolkaS

    Kochana, wiesz, że jesteśmy całym sercem i siłami z Wami… nie pytam, bo wiem, że cholernie ciężko. Szym zawsze pozna Arka, choćby go i rok nie widział (odpukać). Splot wydarzeń tak się poukładał, ale się wyprostuje, bo podobno "karta nie świnia i po północy się odwraca", i jak już się odwróci, to będziesz najszczęśliwszą matką i żoną, bo nie będziesz wstawać sama z łóżka 🙂
    no i się wzruszyłam….

  9. Margot

    Biegamy!:) Małgosia to ja jakby co:)
    Silna kobita jesteś, pamiętaj, co nas nie zabije, to nas wzmocni. Prędzej czy później znowu będziecie razem na co dzień, prawda? Oj, jak wtedy się docenia te codzienne wspólne pierdy:)

  10. Paula

    Dzięki Klaudyna 😉 co prawda nie chodzi mi o współczucie, ale muszę czasem ponarzekać… 😉 bo zwariuję 😉

  11. klaudyna

    Ja Cię szczerze podziwiam. Nawet nie umiem sobie wyobrazić, że musiałabym 24 godziny na dobę sama odpowiadać za własne dziecko. Nawet bez tego "wyjścia na siku" żeby opanować emocje…
    I szczerze współczuję rodzinom, które znajdują się w takiej sytuacji!

Dodaj komentarz